Nie dziw się memu smutkowi,
Pośród dnia jak na pustyni stoję,
O każdą chwilę się niepokoję,
O każdą myśl: czy też się wysłowi ?
Przecież słyszysz, że ciągle wołam
I krzyk mój w pustkowiu ginie.
Bóg mnie, jak w tylu innych, ominie
I, jak oni, życiu nie podam.
Rzuci mnie na ziemię zdyszanego,
Zdziczałego od modlitw bez echa,
I na próchno moje -też pociecha !-
Runie słupem ognia słonecznego