Marcin Borowicz był synem zubożałego szlachcica z Gawronek. Dzieciństwo spędził w rodzinnej wsi. Przyjechał z rodzicami do pobliskiej wsi Owczary, aby podjąć naukę w szkole elementarnej. Zamieszkał u nauczyciela Wiechowskiego.
Po dwóch miesiącach nauki w szkole, w liście do rodziców pani Wiechowska doniosła, że chłopiec zrobił w nauce znaczne postępy, umiał już czytać po rosyjsku, pisać dyktanda, rozwiązywać zadania z arytmetyki. Pewnego dnia Wiechowski przyniósł z sąsiedniego miasteczka wiadomość o tym, że do Owczar przybędzie wkrótce nadinspektor Piotr Nikołajewicz Jaczmieniew, urzędnik carski. W szkole rozpoczęły się gorączkowe przygotowania do powitania gościa. Nauczyciel naprędce uzupełniał dzienniki szkolne, stawiał uczniom oceny, pisał zaległe sprawozdania. Stancja szkolna została dokładnie wysprzątana. Dla gościa przygotowano najlepsze piwo, sardynki. Nauczycielka upiekła na rożnie mięso, przygotowała konfitury i marynaty. Przybycie tak wysokiego urzędnika spędzało sen z powiek pedagogom i uczniom.
Jaczmieniew został uniżenie przywitany przez nauczycieli. Zaraz na wstępie nadinspektor udał się do klasy i rozpoczął rozmowę z uczniami. Poprosił Wiechowskiego, aby pochwalił się, w jakim stopniu dzieci opanowały język rosyjski. Nauczyciel, udając przez chwilę wahanie, wskazał palcem prymusa Michcika, którego umyślnie posadził w czwartej ławie. Wybrany uczeń popisał się płynnym czytaniem. Urzędnik wysłuchał go z zadowoleniem. Michcik zapytany z matematyki również odpowiedział płynnie i prawidłowo. Jaczmieniew poprosił więc o przepytanie innych uczniów. Czytanie rozpoczął Piątek, który jednak nie wzbudził już takiego zachwytu u nadinspektora. Następny wywołany uczeń, po nim kolejny, pogrążyli Wiechowskiego w zupełnej rozpaczy. Zdumiony Jaczmieniew odkrył, iż z wyjątkiem Michcika nikt w klasie dobrze nie znał rosyjskiego. Rozgniewany oskarżył nauczyciela: "pan, jako Polak i katolik prowadzisz polską propagandę". Nazwał wszystkich uczniów statystami, a Michcika głównym śpiewakiem i tenorem. Oznajmił, że "stara to sztuczka " i że dobrze ja zna, bo we wszystkich szkołach przedstawia się mu popisy prymusów, by ukryć braki w wiedzy pozostałych uczniów.
Nauczyciel zaczął bać się o swoją posadę. Próbował się jeszcze ratować, pokazując wykazy i księgi, one jednak nie interesowały Jaczmieniewa. Zrezygnowany i bezsilny Wiechowski upił się kilkoma butelkami piwa. Jakież było jego zdziwienie, kiedy po chwili nadinspektor powrócił i przepraszając go za „nieuważne słowa”, obiecał podwyżkę od przyszłego miesiąca. Okazało się, że zgromadzone przed szkołą matki poskarżyły się carskiemu urzędnikowi na nauczyciela ich dzieci, Wiechowskiego, że uczy ich po rosyjsku, a nie po polsku. Kobiety nie wiedziały, że ich słowa wybawiły Wiechowskiego z kłopotów.
Po wyjeździe urzędnika nauczyciel upił się jeszcze bardziej i odgrażał się uczniom, wrzeszcząc: „wszystkie bechy będą szczekać pa russki!”.