Kameralną historię o miłości, pokrętną, błyskotliwą, przewrotną, rozpisaną na dwa głosy (męskie!) - dostajemy w Teatrze Dramatycznym. Nas ta historia uwiodła.
A uwiodła, bo choć miejscami jest niczym dysputa filozoficzna, to wiele w niej emocji i tajemnicy. Bo to mieszanka ontologii i żywego człowieka w dobrych proporcjach. Bo wreszcie ilustruje prawidłowość: gdy jest dobry scenariusz i dobre wykonawstwo, to jest i dobry spektakl.
Po rozbuchanym widowisku kabaretowym na podstawie tekstów i kompozycji Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego, w którym wystąpiło kilkunastu aktorów - Piotr Dąbrowski, nowy szef Dramatycznego, wziął na warsztat sztukę dla dwóch aktorów: "Wariacje enigmatyczne" Erica-Emanuela Schmitta. A właściwie przeniósł na deski białostockiego teatru spektakl gotowy - przygotowany niegdyś w teatrze zakopiańskim. Razem ze spektaklem "przeniósł" do nas Macieja Stępniaka - odtwórcę jednej z ról, drugą zaś Dąbrowski zagrał sam. Pomysł to niezły - mimo bowiem całej sympatii do białostockiego zespołu - dobrze jest czasem zobaczyć na scenie inne twarze charakter - wariacki, dziwaczny, pokrętny - ma przedstawienie. A gdyby pójść dalej - takimi wariacjami jest też życie, które funduje nam co i rusz - chciane, bądź nie - niespodzianki. Jedną z nich, dość bolesną, otrzymuje też Abel Znorko, samotny, zgryźliwy cynik, któremu przez pół życia wydawało się, że dyktuje warunki wszystkim wokół. Nagle z owego złudnego i bezpiecznego samopoczucia wyrywa go wizyta drugiego mężczyzny. Nagle też czuje się stary i oszukany.
Dąbrowski gra genialnego mizantropa znakomicie - jest tak antypatyczny, że aż fascynujący. Zasypuje swego oponenta lawiną efektownych sentencji, doprawionych ironią, sardonicznym uśmieszkiem, czyni zaś wszystko to z taką lekkością, jakby była to dlań codzienna czynność, ot, mycie zębów. Abel inteligentny pojedynek na słowa i światopoglądy wygrywa początkowo w całej rozciągłości. Eric zaś, dziennikarz-uzurpator, pytania zadając w sposób cokolwiek akademicki, przypomina nieporadnego, delikatnego chłopca. Przez "Wariacje..." to historia pisarza-noblisty, zaszytego w swojej samotni na wyspie pod kołem podbiegunowym - Abla Znorko, który właśnie wydał swoją nową książkę (Dąbrowski). Przyjeżdża do niego Eric Larsen (Stępniak) podający się za dziennikarza jednej z prowincjonalnych gazet. Chce dowiedzieć się, dlaczego ostatnie dzieło pisarza, znanego dotąd z rozpraw filozoficznych, jest tak inne - osobiste i namiętne. Znorko opisał w nim związek z kobietą. Mężczyźni rozpoczynają rozmowę pełną emocji...
Co działo się dalej - nie zdradzimy. Dalej bowiem - prócz starcia osobowości i światopoglądów - czeka nas wiele konstrukcyjnych niespodzianek. A właśnie w owym misternie skomponowanym szeregu zaskakujących puent, nagłych zwrotów akcji, napięć - tkwi smaczek całego spektaklu. Nie bez kozery spektakl nosi tytuł "Wariacje enigmatyczne". Tak bowiem zatytułowana jest ulubiona przez obu panów kompozycja Elgara, przewijająca się przez spektakl. Taki też długi czas pozostaje też w cieniu Abla, ale konsekwentnie z tego cienia się wydobywa. Jak się bowiem później okaże - Abla zna na wylot. Z pasją go rozszyfrowuje, obnaża, odkrywa w nim strach - przed miłością i ludźmi - wreszcie dowodzi jego bezradności. Role się odwracają, niechciany gość przejmuje pałeczkę, a cynik nawet uroni łzę...
Bo też i o ważnych rzeczach rozmawiają obaj panowie. W kameralnym wnętrzu, zastawionym książkami i biurkiem, wśród krzyków i szeptów, snuje się opowieść o istocie miłości, literaturze, śmierci, kłamstwie i prawdzie. Może nie ma tu przeszywającej w swej ponurości ibsenowskiej głębi, dramatu człowieczego najmroczniejszego z mrocznych. Dramat ów rozładowuje bowiem czasem błyskotliwy dowcip, co każe się uśmiechnąć. Albo też na chwilę o dramacie owym pozwoli nam zapomnieć efektowna puenta. Albo uwagę odwrócą dziwactwa bohatera...
Jak to w wariacjach.