MAŁY, WIELKI KORDIAN
„Mały jest Kordian jako wódz narodu. Wielki jest tylko,
naprawdę wielki jako kreacja psychologiczna”
Juliusz Kleiner
W pełni zgadzam się z opinią pana Juliusza Kleinera. Dokonania Kordiana są tak znikome, że właściwie można by się zastanawiać, czy zasługuje on na miano chociaż „małego wodza narodu”. Jednocześnie widoczna jest w tej postaci wielka siła, wynikająca prawdopodobnie z charakteru, która w większej ilości mogłaby stanowić poważne zagrożenie dla wrogów Polski...
Na początek postaram się odpowiedzieć na pierwsze pytanie, czyli: Dlaczego Kordian jest mały jako wódz narodu polskiego?
Po pierwsze bohater jest nieco nazbyt wrażliwy. Nieodwzajemniona miłość do Laury dość silnie się na nim odbija. Doprowadza go to do podjęcia próby samobójstwa. Skoro jednak po paru latach bohater znajduje się cały i zdrowy w Jamespark w Londynie, świadczy to o niepowodzeniu. Strzał oddany przez Kordiana do samego siebie nie trafia w cel, który przecież nie mógł znajdować się dalej jak na długość ręki. I tutaj pojawia się pytanie: Jak może być dobrym wodzem ten, kto nie potrafi, mając rzecz jasna taki zamiar, zabić samego siebie? Ewentualna wojna wymagałaby od niego strzelania do dziesiątek wrogów. W takich sytuacjach nie ma czasu na jakiekolwiek wahanie czy mogące się pojawić wyrzuty sumienia.
Również związana z wrażliwością walka wewnętrzna, uniemożliwia Kordianowi dokonanie precyzyjnie zaplanowanego morderstwa cara. Kiedy kroczy on przez kolejne komnaty Zamku Królewskiego, zaczyna go dręczyć strach. Okazuje się, że przecenił swoje możliwości i nie będzie w stanie popełnić zbrodni. Wydawałoby się, iż koncepcja bycia Winkelriedem, który poświęci się za Polskę jest w Kordianie zakorzeniona bardzo mocno od czasu pobytu na Mont Blanc. Jednak wewnętrzne opory, których uosobienie stanowią Strach i Imaginacja, wygrywają walkę z bohaterem, uniemożliwiając mu działanie według obranego planu. „Wielki wódz” winien zawsze działać racjonalnie oraz w pewnych sytuacjach umieć pozbyć się skrupułów. Kordian tak nie potrafił, toteż upadł przed drzwiami sypialni, a car pozostał żywy. Spiskowiec był tak blisko, a jednocześnie tak daleko od celu.
Fakt, że Kordian był właściwie samotny zarówno w swoich zamiarach jak i działaniach, także przyczyniał się do jego słabości. Nie było przy nim kobiety, która mogłaby go wspierać. Laura odrzuciła jego miłość. Jeszcze gorzej został potraktowany, przez Wiolettę, której uczucie do niego prysnęło, gdy tylko dowiedziała się, że stracił cały majątek. Z pewnością brakowało mu również wsparcia ze strony spiskowców obradujących w podziemiach Kościoła św. Jana. Odwaga, która pozwoliła Kordianowi zadeklarować, że zamorduje Cara nie znalazła uznania większości, a zwłaszcza Prezesa:
„Dzięki ci, Boże, tylko pięć głosów za zbrodnią.
Młodzieńcze, pięć kul tylko padło...
Stu pięćdziesięciu przeciw zbrodni głosowało...”
Ciężko byłoby Kordianowi przyciągnąć do siebie większą grupę ludzi w Polsce, uważanej przez obywateli za ostoję chrześcijaństwa. Dzieje się tak, ponieważ ów buntownik nie miał poparcia Papieża. W Rzymie usłyszał bardzo wyraźnie: „Niech się Polacy modlą, czczą Cara i wierzą.” To, że sam się na taką bierność nie zgadzał, mogło znaleźć uznanie wśród nielicznych przedstawicieli społeczeństwa. Przykłady takiego myślenia stanowią Żołnierz i Szewc - przedstawiciel patriotycznego mieszczaństwa. Zdecydowana większość zgromadzonych na Placu Zamkowym jest zafascynowana ceremonią koronacji Cara na króla Polski.
Druga nurtująca kwestia zawarta w wybranym przeze mnie temacie to: Dlaczego Kordian jest wielki jako kreacja psychologiczna? Jakie cechy nadał tej postaci Słowacki, żeby po wykreowaniu mogła być uznana za wielką?
Na pierwszym miejscu postawiłbym fakt, że Kordian sam umie znaleźć sobie życiowy cel. Nie pomagają mu w tym w żaden sposób, mające właśnie takie zadanie, opowiadania starego Grzegorza. Dopiero nieudana próba samobójstwa i wędrówka po Europie pozwalają bohaterowi dojść do tego, czego prawdopodobnie szukał. Dopiero na szczycie Mont Blanc postanawia, niczym Arnold Wienkelried, poświęcić się za swój ojczysty kraj. Doświadcza ogromnego przypływu wewnętrznej siły - „Mogę - więc pójdę! ludy zwołam! obudzę!” Jest gotów do natychmiastowego działania, co podkreśla Chmura przenosząca go do Ojczyzny - „Oto Polska - działaj teraz!...”
Bardzo pozytywną cechą Kordiana jest chęć do stawiania oporu, mimo w zasadzie niewielkich możliwości dokonania czegokolwiek. Jak już wspominałem bohater jest zupełnie sam. Wszelkie kroki, jakie podejmie, będą skazane na klęskę. Nawet, jeśli zamorduje cara, to pozostaje jeszcze Wielki Książe Konstanty, który mógłby przejąć władzę. Mało prawdopodobne, żeby Polakom żyło się lżej pod jego rządami.
Kordian jest dobrze zorganizowany. Sporo czasu poświęca na wyszukanie dobrej okazji do popełnienia zaplanowanego morderstwa. W tym celu dostaje się do gwardii zajmującej się osobistą ochroną Imperatora. Przez cały czas nie daje się ponieść emocjom, bardzo cierpliwie czeka na tę jedną noc, kiedy to jemu właśnie przypadnie w udziale wachta pod drzwiami carskiej sypialni.
Męstwo tytułowego bohatera przejawia się nie tylko w podjęciu próby zabicia Cara. Prawdziwa odwaga wychodzi tak naprawdę na jaw w podziemiach Katedry św. Jana. To tam Kordian ośmiela się mieć inne zdanie niż starszyzna. Kłóci się z Prezesem. Głosowanie w sprawie ewentualnej zbrodni pokazuje, iż przy pięciu głosach poparcia, czyn ten spotyka się ze stu pięćdziesięcioma głosami sprzeciwu. Wtedy to Kordian zdziera z twarzy maskę i otwarcie mówi o tym, że nie zawaha się zamordować rosyjskiego władcę.
Nie boi się również przeciwstawić się papieżowi, który bardzo wyraźnie zakazał podnoszenia ręki na Cara. Podejmuje się dokonania przestępstwa wbrew głowie kościoła katolickiego mając świadomość, że sama wiara nie uratuje Rzeczypospolitej. Polacy zbyt długo już czekali na jakieś cudowne, boskie ocalenie, nadszedł czas aby zacząć działać.
Podwójnie niesamowitym nazwałbym dokonanie Kordiana na Placu Saskim w Warszawie. Już sam fakt przeskoczenia konno nad sterczącymi bagnetami czyni jeźdźca kimś naprawdę wielkim, jednak nie to jest w scenie VII trzeciego aktu najbardziej zaskakujące. Warto przyjrzeć się bliżej zachowaniu Wielkiego Księcia. Konstanty - namiestnik Cara w Polsce - pragnie pochwalić się bratu sprawnością podległego mu wojska. Sam wymyśla ów skok, jaki będzie musiał wykonać skazaniec. Gdy ten rozpędza konia, Konstanty woła do Kuruty:
„O, gdyby on przeskoczył!... (...)
Niechaj przeskoczy! Słuchaj! ja chcę, niech przeskoczy!
Car ujrzy, jak mój żołnierz nad Moskale lotny...”
Udanym popisem bohater zdobywa sympatię namiestnika. Książę koniecznie chce by darowano skazańcowi życie. Wybucha o to kłótnia braci. Kordianowi należy się uznanie, gdyż w taki sposób doprowadza swoją osobą do rozdźwięków w szeregach wroga. Liczy się również umiejętność zjednania sobie poparcia przeciwnika. Nie wiemy, czy Adiutant dociera na czas, by ocalić życie Kordiana stojącego przed plutonem egzekucyjnym. Zakładając, że tak, wolny bohater znów może walczyć. Ma drugą okazję by zrealizować podjęte wcześniej zamiary... Może także cierpliwie zaczekać, usypiając czujność wroga.
Wydaje mi się, że w pełni ukazałem powody, które skłaniają mnie do przyznawania racji panu Juliuszowi Kleinerowi. Moc niewątpliwie tkwi w Kordianie, tyle, że on sam nie potrafi jeszcze w pełni nad nią panować. W przeciwnym razie skierowałby na pewno tę siłę przeciw Strachowi i Imaginacji, z którymi przyszło mu walczyć w Zamku Królewskim. Wydawał się przecież bardzo zdeterminowany...
Według mnie zasadnicza przyczyna niepowodzenia Kordiana tkwi w jego samotności. Bohater wykreowany przez Słowackiego mógłby działać bardzo skutecznie w grupie podobnych do siebie ludzi. Nie brakowało mu wszak zdecydowania i woli poderwania narodu do walki: „Ożywię ogień, jeśli jest w iskierce”. Gdyby Kordian widział ludzi działających podobnie jak on, łatwo rozprawiłby się ze swoim najważniejszym przeciwnikiem, czyli wewnętrznymi oporami i wyrzutami sumienia. Tymczasem miał za sobą tylko jednego Starca.
Jednym słowem, niepowodzenie małego wodza, ale wielkiej kreacji psychologicznej, wynika ze zbyt małej ilości takiegoż. Jakość jest jak najbardziej odpowiednia i nie wymaga już zmian.