Aby zacząć analizować wiersz Stanisława Barańczaka, należy zobaczyć w jakim czasie został napisany. Poeta w czasach PRL-u był zaangażowany w działalność opozycyjną. W 1981 wyjechał do USA, gdzie zapewne napisał ten wiersz, przedruk w Polsce ukazał się w 1997 roku.
Cytat przytoczony na samym początku doskonale ukazuje to, co zagłębia wiersz. „Pomarańcza, jak widzę, z Malty – wyśmienita!”, nie potrzebujemy znać smaku owocu, po prostu wystarczy nam wiadomość o marce, czy o smaku owocu, po prostu wiemy, że będzie wyśmienita. Taka sama postawa dotyczy człowieka, Krytyk przybywa do Stanów Zjednoczonych, a miejscowa ludność od razu (korzystając ze stereotypów), uważa go za osobę „niższej” kategorii. Na początku przywitanie przy drzwiach. Sally wita się z tłumaczem i przejawia swoją wyższość nad nim. Nie wysili się ani przez moment, aby powiedzieć prawidłowo wymówić jego nazwisko. Stanisław staje się od razu głównym obiektem zainteresowania zaproszonych. Pan domu zaprasza „zgłodniałego” i „wychudzonego” Polaka do stołu i wątpi w jego umiejętność nalewania z butelki. Kolejny autochton stara się zaimponować swoją wiedzą, lecz nie pamięta nawet najsławniejszej osoby w naszym kraju tamtych lat (dlaczego tak się temu dziwimy. Ciekawe ilu z nas wie, gdzie jest Liban, a jak się nazywa prezydent Łotwy?). Kolejna osoba stara się przyrównać cały naród do jednego człowieka, który świeci przykładem, lecz dla osoby mówiącej, jest on po prostu konserwatywnym starym mężczyzną, który nic nie wie o świecie. Rodowici mieszkańcy mają jakby klapki na oczach. Nie przejmują się tym co się dzieje wokół ich, ważne jest to, co się dzieje na ich własnym podwórku, co udowadniają w wersie 26 i 27. Wiersz skłania do refleksji. Czy jesteśmy my sami, w Polsce, zmienić stereotyp Polaka, panujący za granicą? Czy może zależy to, od polonii znajdującej się poza granicami? Czy to, że uważamy, że inni postrzegają nas stereotypami, nie jest w gruncie rzeczy, stereotypem?