profil

Tragiczne dzieje Juranda ze Spychowa.

poleca 83% 2920 głosów

Treść Grafika
Filmy
Komentarze
Henryk Sienkiewicz

Opowiem wam dziś moi mili tragiczne dzieje mojego dobrego przyjaciela, Juranda. Kiedyś razem wyruszaliśmy na polowania, mocowaliśmy się z dzikiem. W czasie nieszczęść pocieszałem go jak mogłem, a nieszczęść muszę przyznać było wiele. Cierpiałem razem z nim i rozumiałem go nawet wtedy kiedy już nie mógł mówić. Po jego śmierci postanowiłem zostać pustelnikiem i swoją mądrość przekazywać podróżnym, bo kto jak kto ale ja wiele widziałem, a z każdego zdarzenia w naszym lub cudzym życiu można wysunąć wnioski.
Czasy gdy działa się ta historia nie były sprzyjające. Do naszego kraju jak pasożyt do ciała żywiciela przypiął się zakon rycerski, który z powodu białych płaszczy z czarnym krzyżem nazywany był Krzyżakami. Ha, niewiele oni mieli wspólnego z Bogiem, prędzej z szatanem. Zasłaniali się krzyżem jak tarczą i kąsali nasz kraj, zabierając nowe ziemie w swoje posiadanie, a ludność pod ich władzą cierpiała głód i nędzę.
Wróćmy jednak do Juranda. Jego ziemie graniczyły z owym podłym zakonem, ale że duszę miał dobrotliwą, uważał ich za przyjaciół. Lecz pewnego dnia te psy które piły jego wino i jadły jego dziki, zaatakowały swojego dobroczyńcę. Zabiły mu to co było dla niego najcenniejsze- ukochaną żonę- okrutnie wlokąc ją za koniem. Po tym zdarzeniu Jurand zamknął się w sobie i postanowił zemścić się na Krzyżakach, a że był to wielki rycerz, żaden Krzyżak, który wstąpił w jego progi nie uszedł z życiem. Swoją złość, nienawiść i ból wyładowywał szarpiąc mieczem ciała złoczyńców. Jednak z powodu, że Krzyżacy nie walczyli jak prawdziwi mężowie, tylko podstępem wykradali kobiety i dzieci, Jurand musiał oddać w opiekę księżnej Annie Danucie swoje jedyne szczęście po stracie żony- córkę Danusię. Była ona piękna i wesoła, pięknie również śpiewała, ale delikatna była jak kwiat i łatwo można ja było skrzywdzić. Zakochała się ona z wzajemnością w dobrym i odważnym rycerzu- Zbyszku z Bogdańca, lecz Jurand który już dawno obiecał ją Bogu, nie mógł zgodzić się na ślub. Trzeba przyznać, że Jurand bardzo wychwalał młodzieńca i szczerze żałował że nie może wydać błogosławieństwa zakochanej parze.
Krzyżacy jednak postanowili zabrać mu jeszcze tę resztkę szczęścia, która mu została. Wysłali fałszywy list do Anny Danuty, że Jurand traci wzrok i chce po raz ostatni zobaczyć córkę.
Zabrali dziecko i odjechali z nim daleko. Dopiero dużo później okazało się, że list był nieprawdziwy, a sama Danusia znajduje się w okrutnej niewoli Krzyżackiej. Jurand bardzo to przeżywał. Na przemian przeklinał zakon i płakał nad losem dziecka. Był mu bardzo ciężko. Dobry młodzieniec Zbyszko czuwał nad nim i pocieszał go jak mógł, jednak nic nie mogło uleczyć jego żalu. Do Juranda wysłano sługę, który miał kłamliwie poświadczyć, że zakon odbił Jurandową córkę od zbójców i powiedzieć mu, żeby sam, bez obstawy udał się niepostrzeżenie do zamku, gdzie jego dziecko jest trzymane. Przystał na te żądania, gdyż Danusia była mu droższa niż życie i zrobiłby wszystko by ją odzyskać. W zamku był wyśmiewany i szydzono z niego, ale on znosił to dzielnie, gdyż miał nadzieję że oddadzą mu dziecko. Jednak gdy zamiast Danusi przyprowadzono mu obcą ociemniałą dziewczynę i powiedziano, że dziecka nie dostanie, ogarnęła go taka złość, że rzucając się po sali zabił prawie 30 rycerzy krzyżackich w tym znacznego, a okrutnego Danvelda.
Sam Zbyszko zabił w pojedynku na śmierć i życie „syneczka” Zygfryda de Lowe- rycerza Rotgiera. Po tym zajściu mściwy Zygfryd de Lowe kazał okaleczyć Juranda i zostawić go na drodze na pewną śmierć. Chciał także zabić Danusię, ale miłosierny kat uratował ją. Gdy Maćko z Bogdańca i Jagienka przywieźli Juranda do Spychowa, przykro aż było na niego patrzeć. Wyglądał okropnie. Stracił drugie oko, prawicę i język. Był ubrany w jakieś łachmany, z potarganą brodą i włosami. Zaopiekowaliśmy się nim jak mogliśmy , a nasza zawiść do narodu krzyżackiego nie miała granic. Jednak ręki, oka ani języka nie udało się odratować. Jurand bardziej teraz przypominał ociemniałego staruszka, niż wielkiego dzikiego pogromcę krzyżaków-pana ze Spychowa.
Potem Jurand załamał się. Całe dni spędzał na modlitwie, żył o suchym chlebie i wodzie. Serce mi się krajało gdy widziałem jego cierpienie. Z nikim nie chciał rozmawiać prócz księdza. Nie miał już żadnej nadziei na odzyskanie córki. Minęło jednak parę ciężkich lat zarówno dla mnie jak i dla niego, aż doszła do nas wiadomość, że Zbyszko wykradł Danusię z niewoli. W sercu Juranda zapaliła się jakaś iskierka nadziei. Ożywił się, codziennie wychodził na podwórze oczekując na dziecko. Danusia była jednak umierająca. Nie chcieliśmy martwić niepotrzebnie Juranda ale pod złą opieką straciła pamięć, wychudła, powtarzała wciąż tylko „boję się”, nikogo nie poznawała. Zbyszko chciał zawieść ją do Spychowa, ale zmarła mu w drodze. Ojciec długo modlił się nad ciałem Danusi i płakał nad jej męką w niewoli. Gdy do Spychowa przywieziono Zygfryda de Lowe, Jurand puścił wolno oprawcę jego i córki. Widać śmierć była Zygfrydowi pisana, bo powiesił się na pobliskim drzewie. Potem Jurand nie chciał jeść i zmarł niedługo po niej
Może po śmierci, razem z córką i żoną znalazł szczęście, ale jego życie na ziemi było tylko pasmem nieszczęść. Ja mimo, że mieszkam w małej glinianej lepiance i żywię się owocami lasu i korzonkami, jestem bogatszy od pana ze Spychowa, który w swoim materialnym bogactwie nigdy nie zaznał szczęścia.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 5 minut

Ciekawostki ze świata