Marcinek przeżył dosyć boleśnie rozstanie się z rodzicami, a najbardziej z matką. Po znalezieniu się w Owczarkach i zadomowieniu się w nowym miejscu przyszedł czas na pożegnanie, ponieważ jego rodzice nie byli w stanie dowozić go codziennie do szkoły, ani przeprowadzić się do miasta. Nie stać ich było na taki wydatek. Mały Borowicz dygotał się ze strachu, że mama go zostawi, bał się, że nie będzie wiedział co ma bez niej robić. Pani Borowiczowa choć starała się nie ukazywać swoich uczuć jej było najciężej, powierzał swojego jedynego syna. Najmniej możemy powiedzieć o panu Borowicz, ponieważ miał on kiepski kontakt z synem, lecz również bał się o jego przyszłość tak jak każdy rodzic o swoje dziecko. Gdy rodzice wsiadali do sań, nowa opiekunka chłopca pani Wiechowska trzymała go, aby nie pobiegł za rodzicami. Lecz ten widząc, że matka znika mu z pola widzenia wyrwał się i rzucił w pogoń za saniami, brnął przez zaspy. Kiedy powrócił do chałupy zrozumiał, że jest osamotniony, rozpaczał, jego matki już nie było został sam, myślał ciągle tylko o swojej matce.