„Balladyna” to tytuł spektaklu teatralnego opartego na dramacie Juliusza Słowackiego, który odbył się 6 października br. W Teatrze Polskim w Warszawie. Sztukę wyreżyserował Jarosław Kilian. Udźwiękowieniem zajął się Grzegorz Turnau, a scenografią Adam Kilian, który wykorzystał obrazy, m.in. Nikifora, Alfreda Łubockiego i Władysława Łucińskiego.
Spektakl przedstawiał problemy tytułowej Balladyny, w której rolę wcieliła się Magdalena Smalara – znakomita aktorka występująca również w filmach i serialach. Historia złej dziewczyny, która robiła wszystko, aby dotrzeć do serca króla Kirkora, którego zagrał Arkadiusz Głogowski i tym samym do władzy została przedstawiona niezwykle zrozumiale i przejrzyście. Na drodze do zrealizowania jej planów stanęła m. in. siostra dziewczyny – Alina (zagrana przez Izę Czyż), więc Balladyna zabiła ją; Fon Kostryn – sprzymierzeniec, w którego wcielił się Dominik Łoś – został otruty; Grabiec – w jego roli wystąpił Marcin Jędrzejewski, także pozostał zgładzony, a matkę (Ewa Dałkowska) wygnano z zamku.
Zwyrodnialczyni, mimo że dotarła do władzy, została ukarana. Trzykrotnie wydała na siebie wyrok śmierci podczas sądów królewskich, przy czym za trzecim razem padła pod uderzeniem pioruna.
Wymienione wyżej osoby były postaciami rzeczywistymi, ale w sztuce wystąpiły także fantastyczne, takie jak: Goplana – zakochana w Grabcu nimfa, w rolę której wcieliła się Ewa Gołębiowska–Makomaska, Chochlik (Artur Pontek) i Skierka (Katarzyna Stanisławska) – uniżeni służkowie królowej jeziora Gopło.
Mimo skromnych dekoracji i rekwizytów przedstawienie było interesujące. Aktorzy wykazali się dużym doświadczeniem i znawstwem w fachu. Scenografia ukazała najważniejsze elementy świata przedstawionego, a muzyka urozmaiciła sztukę i sprawiła, że stała się ona bardziej odczuwalna. Podsumowując, mogę wyznać, że spektakl mi się podobał.