Toruńska premiera komedii Aleksandra Fredry „Damy i Huzary” odbyła się 25 listopada 2000 roku na deskach Teatru im Wilama Horzycy. Reżyserii, tego spektakularnego widowiska, podjął się Andrzej Bubień. Scenografię projektowała Aleksandra Semenowicz. Ruch sceniczny opracowała i przygotowała Olga Wąchała. Równie ważna okazała się oprawa muzyczna spektaklu, o którą zadbał Jerzy Adam Nowak, pomocą służył także Mariusz Hejnicki, uświetniający widowisko grą na saksofonie tenorowym. Wzorcowa współpraca ludzi zaplecza technicznego zaowocowała sukcesem toruńskiej wizji fredrowskich „Dam i Huzarów.”
Komedia opowiada o zatwardziałych kawalerach, którzy mimo wszystko ulegają urokowi dam. W pierwszym akcie poznajemy huzarów, którzy beztrosko korzystają z żołnierskiego urlopu w domu Majora , dowódcy pułku. Nieoczekiwanie ich spokój zostaje zmącony przez przyjazd sióstr Majora: Pani Orgonowej (Jolanta Teska), Pani Dyndalskiej (Małgorzata Abramowicz), panny Anieli (Karina Krzywicka) wraz z całą świtą służących. Wizyta kobiet nie jest bezinteresowna, pragną one bowiem wyswatać brata z Zofią, córką Pani Orgonowej.
Żołnierze niezwykli do towarzystwa płci piękne, wywołują wiele zabawnych sytuacji. Jedną z bardziej spektakularnych jest poranna pobudka dam wystrzałem z moździerza. Który z kawalerów mógł przewidzieć zamieszanie jakie wywoła ten gest? Panowie powoli poczynają ulegać urokom przybyłych kobiet. Zaczynają tracić głowę dla swoich wybranek, nawet Majora nawiedzają myśli o małżeństwie. Wielka namiętność zrodziła się w sercach Zofii i młodego husarskiego żołnierza – Edmunda. Związek ten stał na przeszkodzie realizacji planu Pani Orgonowej. Zaczynają się intrygi i wielkie zawiłości akcji, które dostarczają widowni wiele powodów do śmiechu: żołnierze tracący głowy dla swych kobiet, czy też dylematy moralne Plebana.
Komedia kończy się „happy end’em”. Zofia i Edmund cieszą się sobą nad wzajem. Rozgniewane i skłócone z żołnierzami kobiety opuszczają dom Majora. Mężczyźni siadają wspólnie do partii szachów i na powrót cieszą się kawalerskim życiem niczym sprzed wizyty pań, sióstr dowódcy.
Wielkie brawa należą się aktorom sceny toruńskiego teatru. Role jakie stworzyli zapierały dech w piersiach. Gesty, tonacja głosu i mimika twarzy Mieczysława Banasika, wcielającego się w Majora, bardzo dokładnie odwzorowywała postać fredrowskiego bohatera. Także sylwetki kobiet niczym nie ustępowały miejsca w sztuce aktorskiej. Warto zwrócić szczególną uwagę na pannę Anielę, której temperamentu nadawała Karina Krzywicka. W mistrzowski sposób oddała ona, z pozoru spokojny i uległy charakter jednej z sióstr. Niewątpliwie jednak postacią, która najbardziej utkwiła mi w pamięci, jest Grzegorz, stary i wierny żołnierz. Postać ta wniosła najwięcej humoru do całego przedsięwzięcia, to on był odpowiedzialny za poranny wybuch z moździerza i wiele innych komicznych zachowań i wydarzeń. Ponadto sama sylwetka i strój bohatera wywoływały uśmiech na twarzach widzów. W wiecznie przybrudzonym mundurze z wiszącymi guzikami i skarpetkami nie do pary, zdawał się być klaunem, nie huzarem. Podejrzewam, iż sam Fredro pogratulowałby tak trafnej obsady roli Grzegorza oraz innych postaci.
Podobnie o scenografii, mogłabym mówić w samych superlatywach. Trzeba przyznać, iż wystrój sceny nie odciąga uwagi od spektaklu. Surowy, bez zbędnych dekoracji styl, proste sprzęty i mało rekwizytów, to zaskakuje, w porównaniu z widowiskiem „W 80 dni dookoła świata po stu latach”, gdzie dominowała gra kolorów i bogactwo. „Damy i Huzary” mają śmieszyć widza, dodatkowe efekty mogłyby oderwać uwagę od żartu. Uważam, że taki sposób zagospodarowania sceny sprzyja rozwojowi komedii.
„Damy i Huzary” bez wątpienia przypadły do gustu toruńskiej publiczności. Owacje na stojąco i nie cichnące oklaski to najlepszy wyraz sympatii dla aktorów. Jeszcze długo po zakończeniu spektaklu w holu i na placu przed teatrem dało się słyszeć pochlebne